Chyba czuł, że coś się święci bo cały poranek spędził bez żadnej drzemki. Czyżby stres przed pierwszym wielkim wystąpieniem?:)
Przyjęcie zdecydowaliśmy się zorganizować w domu. Stwierdziliśmy, że to będzie najlepsze środowisko dla Młodego, a i gości mieliśmy małą grupę najbliższej rodziny.
Nasze dziecko nie przespało "swojej" mszy, jak to zwykło bywać u większości znanych nam dzieci. Postanowiło wszystko kontrolować w pełnej świadomości. I tu o dziwo, możemy się pochwalić, że Bunio zdenerwował się na krótką chwilkę tylko przy polewaniu wodą. Dzielnie zniósł caluteńką mszę :)
A tu w drodze powrotnej do domu :)
Bunio sprostał zadaniu i jak na dżentelmena przystało przyjmował swoich gości rozdając uśmiechy na prawo i lewo. O godzinie 17 emocje zeszły i okrutnie zmęczony poszedł spać.
Bunio wspaniale się prezentował:) i pięknie przygotowany stół dla gości!
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego!!!! dla buniaa!! :))))
OdpowiedzUsuńAle masz ślicznego synka. :)
OdpowiedzUsuńpozdrowienia :)
Niezła mucha :)
OdpowiedzUsuńSuper, że wszystko się udało! :)
OdpowiedzUsuńw drodze powrotnej i trzmasz go na kolanach? A nie w foteliku??
OdpowiedzUsuńdokładnie tak:) całe 500m przejechał na moich kolanach przez osiedlowe dróżki a fotelik przypięty do wózka dzielnie nam przy boku towarzyszył prowadzony przez Babcie :)
UsuńDziękujemy!
OdpowiedzUsuńI brawo! Jaki dzielny Katolik :)
OdpowiedzUsuń